Szukaj na tym blogu

wtorek, 17 grudnia 2013

Część 11 "To cudownie!"

Jechała taksówka i płakała. Brakowało tylko smutnej piosenki, które zawsze lecą w filmach. Jej ciało drżało mimo panującego w pojeździe ciepła. Na wspomnienie wczorajszego wieczoru, tak mocno przygryzła wargę, że zaczęła krwawić. Cholera, mruknęła. Bozia kara na bieżąco, pomyślała i oparła głowę o szybę.

*godzina 9:23, hotel rezydentów*



-Wiki, cholera jasna ! Nie rozumiesz dlaczego tak spanikowałem ? No tak przecież nie miałem żadnego powodu… ZNIKNĘŁAŚ NA CAŁĄ NOC. Jak miałem się nie martwić ?! Zachowałaś się jak gówniara…
- Adam, chciałabym Ci przypomnieć, że jestem dorosła i mogę sama decydować gdzie sypiam. – Patrzyła na niego obojętnie ale w środku targały nią silne wyrzuty sumienia.
- Może zechciałabyś mnie chociaż poinformować GDZIE BYŁAŚ ? – zapytał, jakby w ogóle nie słyszał jej słów.
-Adam, to nieważne, potrzebowałam odpocząć i nie chcę o tym z Tobą teraz rozmawiać, okej ?
- Nie, Wiki, nie-okej – chirurg stawał się coraz bardziej podirytowany – czy nie uważasz, że to co nas połączyło wymaga odrobiny szczerości i współpracy żeby miało możliwość przetrwać? – spojrzał na nią łagodnie i uśmiechnął się na myśl o ich wspólnie spędzonych nocach. O zapachu jej włosów i miękkości jej skóry.
-Co nas połączyło Adaś, no co ? – próbowała poukładać myśli. Nie chciała dłużej krzywdzić chłopaka, nie wiedziała co ma zrobić, biła się z myślami. Uświadomiła sobie, że uciekała seks z Krajewskim, żeby się rozluźnić i zapomnieć o problemach. Beznadziejna egoistka – skarciła się w myślach.
-Wiki ja.. – przyciągnął ją do siebie i pocałował delikatnie – ja cię kocham – Ruda spojrzała na niego zaskoczona i wyswobodziła się z jego objęć.
-Przepraszam, jestem zmęczona – mruknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi do swojego pokoju zostawiając Adama samego.

*godzina 15:52, pokój lekarski*

Wiki przebrała się i uzupełniła historie chorób. Cały czas miała w głowie rozmowę z Adamem. Nie wiedziała, że on traktuje to tak poważnie. Ona nie myślała o ich relacji nawet w kategorii związku. Zastanawiała się jak ma mu to wytłumaczyć. „Ej, Adaś, to, że z tobą sypiam to nie znaczy, że cię kocham, skończmy to bo widzę, że zaczyna Ci zależeć ?”. To zdecydowanie nie był dobry pomysł. Nie mogła też mu powiedzieć, że coś łączy ją z Falkowiczem, bo zraniony na pewno zaalarmowałby pół szpitala, żeby wybili jej to z głowy. Miała dość wykładów na temat tego, że profesor ją omotał. Chociaż… może, było w tym trochę  prawdy.
-Witam, pani doktor, pięknie pani wygląda, nawet stojąc do mnie tyłem – nie musiała się odwracać, przecież znała ten głos tak dobrze. Ciarki przeszły całe jej ciało a usta jak zwykle ułożyły się w szerokim uśmiechu.
-Dzień dobry profesorze. – odwróciła się i spojrzała mu w oczy a fala wspomnieniem wczorajszego wieczora i dzisiejszego poranka zalała ją swoim ciepłem. Miała wrażenie jakby rozpamiętywała dawne dzieje. Nie wierzyła, że to wszystko wydarzyło się zaledwie kilka godzin wcześniej.
-Kawy ? Na dobry początek nocy ? – zapytał z uśmiechem.
-Pan profesor, kawę, swojemu podwładnemu ? – Mruknęła uszczypliwie. Mina jej zrzedła kiedy usłyszała, że serce wali jej strasznie głośno.
- Nie podwładnemu..tylko pięknej kobiecie – spojrzał na nią uwodzicielsko a kolana kobiety prawie się pod nią ugięły. Zajęta profesorem nie zauważyła, że do pokoju wszedł Adam. Zaczyna za 3 godziny… Co on tu robi…?
- Wiki… - podszedł do Consalidy i objął ją nie zważając na profesora – przepraszam, ale się denerwowałem, nie powinienem był tak krzyczeć. – pocałował ją w czoło – to wszystko przez to, że tak bardzo się o ciebie martwiłem – Młoda lekarka stała osłupiała i nawet nie patrzyła na chirurga. Kątem oka z nad objęć Adama próbowała dojrzeć reakcje profesora. – Wiki mówię do Ciebie, kocham cię – Krajewski upominał się o uwagę.
- To ja wam nie będę przeszkadzał – usłyszała chłodny głos Andrzeja.
- Profesorze… - wiedziała, że w objęciach chirurga nie wygląda dość wiarygodnie by móc go zatrzymać.
-Kawa na stole, pani doktor – rzucił a potem zatrzasnął za sobą drzwi.
-Adam, ja się nie gniewam – powiedziała wyplątując się z jego rąk, kiedy już otrzeźwiała.
- To cudownie ! – powiedział radośnie ale na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
-Nie, nie…- szepnęła do siebie i wyszła. Krajewski chyba nawet tego nie zauważył bo wziął łyka kawy ze stołu po czym poszedł się przebrać.


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

NEXT NEXT NEXT !