Szukaj na tym blogu

sobota, 18 stycznia 2014

Miniaturka, część 1/3

Hej ! Z racji tego, że na następną część trzeba będzie trochę poczekać wstawiam wam dwuczęściową miniaturkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Pozdrowienia,
Żeberko :)




Siedziała w łazience i kryła twarz w dłoniach. Nie wierzyła w to co przed chwilą zobaczyła. Na moment otworzyła zaczerwienione od płaczu oczy by sprawdzić czy nie miała omamów…
Niestety nie.  Na podłodze leżały dwa wykorzystane testy ciążowe a widniejące na każdym dwie kreski zwiastowały rychły koniec sielanki, w której żyła. Wciąż nie mogła uwierzyć, że w ciągu jednej nocy spędzonej z Falkowiczem mogła zajść w ciąże mimo antykoncepcji.
-Cholera jasna ! – krzyknęła przez łzy. Przed oczami miała moment ich zbliżenia, ich nagie ciała magicznie splatające się w jedno, usta rozpalone od pocałunków błagające kolejny…
Zawsze robiło jej się ciepło na wspomnienie tej nicy. Niestety cudowne wspomnienie szybko zastępował moment ich pożegnania, kiedy pod wpływem rozsądku skończyła wszystko nie dając profesorowi szansy. Ich drogi rozeszły się i od 2 miesięcy prawie ze sobą nie rozmawiali. On poślubił blond laborantkę mimo, iż każdy wątpił by było między nimi uczucie. Ona została sama odrzucając co chwilę kiepskie i tandetne zaloty  Adama. Chwyciła się za brzuch i przygryzła wargę. Wiedziała, że jedynym słusznym posunięciem w tym wypadku będzie wyjazd. Nie miała przecież innego wyjścia. Rozbijanie małżeństwa nie jest dobrym pomysłem jakie ono by nie było. Po za tym odciąganie Andrzeja od stołu operacyjnego do przewijaka też nie bardzo jej się podobało. Postanowiła, że wyjedzie i już nigdy nie wróci. Tak, to była jedyna rzecz jaką mogła teraz zrobić….
Ta scena wciąż wracała do pamięci rudowłosej kobiety. Często myślała o tym co by się stało gdyby rozegrała to inaczej. Ale teraz po półtora roku od tego wydarzenia nie mogła wiele zmienić. Spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę siedzącego obok. Odwzajemnił spojrzenie i ciepło się uśmiechnął.
-Kochanie, czy długo jeszcze do końca podróży? – zapytał kaleczonym polskim ze swoim uroczym hiszpańskim akcentem.
-Nie… - mruknęła i ucałowała w czoło chłopca, który spał na jej kolanach. Tęskniła za Leśną Górą jak za żadnym innym miejscem na Ziemi. Tam był jej dom, tam mieszkali jej przyjaciele. Obiecała sobie, że nigdy tam nie wróci ale Agata była jej przyjaciółką i wiedziała, że nie może pominąć najważniejszego dnia w jej życiu jakim był ślub z Markiem. Cieszyła się, że chociaż ona wreszcie znalazła spokój. Samolot podszedł do lądowania a Consalida poczuła uścisk w żołądku. Tak naprawdę, jedyną osobą, o której myślała przez cały lot, cały pobyt w Hiszpanii… cały czas był Andrzej Falkowicz. Im bardziej starała się o nim zapomnieć tym więcej o nim myślała. Im bardziej próbowała go nie kochać tym bardziej go kochała. Słyszała, że rozwiódł się z Kingą i planował wyjechać ale nie wiedziała czy to zrobił. W głębi serca nie chciała by tak się stało ale głos rozsądku, który ostatnio często się kierowała podpowiadał jej, że tak byłoby najlepiej.
Po wylądowaniu, wzięli bagaże i podjechali taksówką pod szpital.
-Zimno w tej Polsce – mruknął Juan wkładając małego chłopca do wózka.  
-Daj mi go – syknęła niezadowolona  i podeszła do wózka. Mimo iż zdecydowała się pozwolić mężczyźnie wychowywać z nią dziecko wciąż zaznaczała, że to jest jej syn, który ma ojca. Kłócili się zawsze o to samo.
-Juan, ja wiem, że ty go kochasz ale pamiętaj, że nie jesteś jego ojcem.
-Wiktoria, on nie ma innego ojca ! On mnie potrzebuje !
-To, że go nie zna nie znaczy, że go nie ma. To jest moje dziecko i ja podjęłam decyzję o tym, że będzie się wychowywał bez ojca !
- Jesteś strasznie samolubna. Kochasz go?
-Czemu miałabym go nie kochać? To jest mój syn!
-Czy kochasz ojca Marcela?
-Tak, Juan, kocham go… - wiedziała, że musi być szczera
Tym razem jednak mężczyzna odsunął się od wózka zrezygnowany. Wiktoria, poprawiła syna i ruszyła w stronę szpitala pchając wózek.
-Wiktoria ! –Agata rzuciła się na nią gdy tylko kobieta uchyliła drzwi pokoju lekarskiego i nie puściła przez kolejne 2 minuty.  – Jesteście wcześniej ! Cudownie !
-To jest Juan – mruknęła do Agaty ze łzami w oczach pozwalając mężczyźnie wejść do środka. – A to jest Marcel… - uśmiechnęła się wskazując na śpiącego w wózku chłopca.
-Wiki on jest taki… - podobny do ojca chciała powiedzieć ale ugryzła się w język. – śliczny. – wiedziała, że w szpitalu wszyscy mają myśleć, że chłopiec jest owocem miłości Wiktorii z Hiszpanem.
Chwilę później do pokoju lekarskiego wszedł Sambor i czule przywitał się z kobietą. Kolejne chwile minęły jej na witaniu się z przyjaciółmi. Poczuła niewielkie ukłucie w sercu widząc Przemka z Olą i małą dziewczynką za rękę. Była niewiele starsza od Marcela. Zapała stanął jak sparaliżowany widząc Wiktorię.
-Nie powiedziałaś mu? – szepnęła do Woźnickiej.
-Czekałam na taką reakcje - uśmiechnęła się triumfalnie. Uścisnęli się i po ich policzkach popłynęły łzy.
-Witamy w domu, Pani doktor – Sambor uśmiechał się ciepło i rozległy się gromkie brawa. Wiktoria ukryła twarz w dłoniach i wreszcie poczuła, że jest tak jak miało być.
Pokój lekarski szybko opustoszał bo każdy miał coś do zrobienia. Juan zaniósł bagaże do hotelu rezydentów a Agata i Wiki zostały, piły kawę i plotkowały. W roku dyżurki lekarskiej stał wózek ze śpiącym Marcelem.
-Ile on ma? – zapytała Woźnicka patrząc na dziecko.
-Jutro kończy rok – uśmiechnęła się Consalida. – Zajmiesz się nim chwilę? Pójdę do łazienki.
-Jasne. – odpowiedziała internistka. Wiktoria wyszła całując chłopca w czoło.
Agata siedziała i uśmiechała się wspominając każdą chwilę spędzoną z rudą. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i do środka wszedł profesor Andrzej Falkowicz.
-Dzień dobry.. – mruknął obojętnie pod nosem i zmierzył w stronę biurka. Zamarł jednak gwałtownie widząc stojący w rogu wózek. Agata zbladła i wpatrywała się w mężczyznę przerażona.
-Co to ma być ?! – krzyknął zdecydowanie poirytowany – dziecko w szpitalu ? Czyje ono jest?! – patrzył na Woźnicką wyczekując odpowiedzi. Jednak w tym momencie do pomieszczenia wpadła zdenerwowana pielęgniarka z krzykiem.
-Pani doktor ! Jest pani potrzebna, poważny wypadek. – Internistka zawahała się chwilę.
-Niech się pan nim zajmie, błagam – rzuciła do profesora i wybiegła. Zdezorientowany mężczyzna nie zdążył odmówić. Zrezygnowany podszedł do wózka i poczuł dziwne ukłucie w okolicy serca. Nagle przed oczami pojawili się jego rodzice. Próbował wyprzeć te wspomnienia z pamięci ale widząc chłopca tak łudząco podobnego do tego z rodzinnych zdjęć nie mógł ich powstrzymać. Roczny Marcel wyglądał tak samo jak roczny Andrzejek ze zdjęć, które dalej trzymał w swoim domu. Nie bardzo wiedząc co robi, podniósł dziecko. O ile dobrze pamiętał Zapała miał córkę więc nie miał pojęcia czyje może być niemowlę. Kiedy jednak chłopiec ziewnął i otworzył oczy nogi się pod nim ugięły. Dobrze je znał. Śnił o nich co noc. W jasnej zieleni można było dostrzec te same wesołe iskierki… W tym momencie drzwi uchyliły się. Profesor dobrze wiedział kogo się spodziewać. W drzwiach stanęła rudowłosa kobieta – największa miłość jego życia.
-Andrzej… - wydusiła spoglądając na mężczyznę. Uśmiechnął się w taki sposób jaki dobrze znała.
-Piękny syn, Pani doktor – powiedział i odłożył do wózka dziecko, które niezdarnie wyciągnęło za nim rączki. Tak jakby od urodzenia za nim tęskniło. On jednak tylko wyszedł zostawiając ich samych. Consalida spojrzała na syna i zalała się łzami.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Świetne.... Czekam niecierpliwie na drugą część :)

Unknown pisze...

Piękne. <3 Tego mi brakowało, miła odskocznia od codzienności.

Anonimowy pisze...

Zawaliste dawaj szybko 2 część?

Anonimowy pisze...

Kiedy nexta?

Anonimowy pisze...

Superanckie :)

Anonimowy pisze...

Kiedy ten next?!!

Unknown pisze...

Genialne, nie mogę się doczekać drugiej części.

Unknown pisze...

Żyjesz? Trochę cię tu już nie ma.