Szukaj na tym blogu

czwartek, 28 listopada 2013

Część 1 "Nie, nic nie jest okej"

Nie wiem czy to dobry pomysł ale no cóż, jest..


Część 1

*godzina 15:13, pokój lekarski*


-Andrzej, po prostu mnie zostaw, dobrze ? Nasze kontakty będą się ograniczać jedynie do spraw zawodowych – Wiki starała się mówić spokojnie i stanowczo, ostatkiem sił powstrzymywała się żeby nie krzyczeć.
-Ależ, Wiktorio….
- To moje ostatnie słowo. – mruknęła prawie szeptem i wyszła z pokoju lekarskiego. Nagle w jej głowie zaczęło się kłębić tyle myśli, że musiała pilnować żeby oddychać. Nie miała wątpliwości, że postąpiła słusznie ale miała także świadomość, że postępowanie „słusznie” rzadko prowadzi do szczęścia, czasem jedynie do spokoju sumienia.  Wcześniej powstrzymywała się od płaczu, teraz łzy ściekały jej po bladych policzkach. Rana po oparzeniu kwasem zaczęła piec jak diabli ale było to nic w porównaniu z bólem, który czuła opuszczając pokój lekarski.
- Co się do cholery ze mną dzieje ?! – wrzasnęła do siebie, usiadła na pierwszym wolnym krześle stojącym na szpitalnym korytarzu i zakryła twarz w dłoniach.
-Wiki, wszystko okej ? – Adam wpatrywał się w nią z politowaniem.
-Nie Adam, nic nie jest okej ! – Nawet na niego nie spojrzała, wstała tylko i ruszyła dalej korytarzem.  „Nie kocham go, nie kocham go”- powtarzała sobie w myślach jakby chciała żeby tak właśnie było, w zasadzie wszystko wskazywało na to, że to prawda, nie tęskniła ale to może dlatego, że widziała go codziennie, nie miała problemów żeby skupić się na pracy ale pewnie dlatego, że zazwyczaj był przy niej, jedynie mało ostatnio jadła ale brak apetytu można tłumaczyć wieloma czynnikami, znała się na tym. Modliła się w duchu o jakiegoś ciekawego pacjenta, żeby w końcu móc zając się czymś innym…
Miała dość wyrzutów sumienia, że krzywdzi wszystkich swoich przyjaciół. Niepotrzebnie zauważyła, że się zmienił, gdyby daje trwała w przekonaniu, ze jest bezdusznym potworem byłoby łatwiej.
-Pani doktor. – przez chwilę miała wątpliwości, czy naprawdę go słyszy czy to jej podświadomość wariuje ale odwróciła się natychmiast i gdy tylko się upewniła, że się nie przesłyszała spojrzała w jego oczy.
- Słucham panie profesorze? – Na próżno czekała na jego spojrzenie, nie patrzył na nią, poczuła dziwne ukłucie w brzuchu, ostatnio zawsze patrzył na nią przy każdej możliwej okazjo, teraz nawet nie miał ochoty na nią spojrzeć. Czyżby wziął sobie do serca co mu powiedziała chwilę temu…? Jak to możliwe..
- Operacja. Za pół godziny. Pacjentka z pod czwórki ma nasilone objawy otrzewnowe. Nie wytrzyma do jutra.  – Powiedział szybko i chłodno, Consalida poczuła lodowaty dreszcz przechodzący przez całe jej ciało.
-Oczywiście, rozumiem. – próbowała opanować nerwy ale głos bardzo jej się trząsł. Nie wierzyła w to co widzi i słyszy.  Widziała jak odwraca się szybko, stanął jednak i dodał odwracając jedynie głowę w jej stronę.
-A i jeszcze jedno, zmieniłem trochę grafik, teraz operuje pani tylko z Adamem albo doktor Rudnicką. Do widzenia. – mruknął i odszedł szybko patrząc prosto przed siebie.
Znowu usiadła, nie wierzyła w to co się dzieje. Drżała z zimna, które poczuła w jego głosie. Powinna być zadowolona. W końcu tego od niego wymagała, o to prosiła, taki był cel każdej ich ostatniej rozmowy pozamedycznej. Zagubiona wstała i ruszyła w stronę bloku operacyjnego.  Sama nie wiedziała co chciała osiągnąć mówiąc to wszystko ale na pewno nie to co się stało…

Brak komentarzy: