Wszystkiego najlepszego w nowym roku !
*godzina 19:00, dom profesora*
-Hasło! Krzyknęła coraz bardziej poirytowana. Podała profesorowi telefon po czym ponownie mu go wyrwała gdy ten odblokował go 4 cyframi. Przez chwilę wydawało jej się, że wpisał datę jej urodzin ale nie miała na to czasu. Starała się nie myśleć o tym jak bardzo jest przemarznięta. Kinga, zaciekawiona stanęła w głębi holu i wpatrywała się w Consalidę sparaliżowana ale nawet dźwięk wypadającego z jej ręki talerza nie zwrócił uwagi Falkowicza i Wiki na jej obecność. Sprawdziła numer kryjący się w jego telefonie pod nazwiskiem „Wiktoria Consalida” i od razu zauważyła zmienione 3 ostanie cyfry. Szybko wklepała prawidłowy numer i oddała telefon właścicielowi, wyciągając swój. Andrzej stał osłupiały i próbował złożyć fakty w całość.
-To Twój numer ? – zapytała pokazując mu ekran swojego telefonu
- Trzy ostatnie cyfry… - zaczął bo przypomniał sobie co Wiktoria zrobiła chwilę temu ze swoim numerem na jego komórce. – Masz minutę. – zwrócił się spokojnie przez zaciśnięte zęby do blondynki stojącej za nim. W tym momencie Wiktoria zauważyła, że profesor nie był sam kiedy tu weszła. Wcześniej była tak przejęta, że nie zauważyła laborantki. Teraz jednak na jej widok przeszedł ją dreszcz a żołądek zawiązał się w supeł.
-Cudownie…- mruknęła pod nosem – tyle chciałam wiedzieć, spojrzała na Andrzeja. Wychodząc rzuciła przelotne spojrzenie Kindze i trzasnęła drzwiami.
- nie chcę Cię więcej widzieć ! Zejdź mi z oczu ! – Krzyknął, nawet nie patrząc na kobietę, która w popłochu zebrała wszystkie swoje rzeczy i wyszła na deszcz nie zamykając za sobą drzwi. Profesor stał chwilę patrząc się w przestrzeń a wiatr zaciągał mu deszczem po twarzy.
-Cholera jasna ! Wiki! – krzyknął do siebie po czym w pośpiechu ubrał się i chwycił kluczyki.
Było za wcześnie, żeby taksówka mogła przyjechać po młodą lekarkę. Musiała pójść pieszo. Dziesięć długich kilometrów w temperaturze bliskiej zeru, w letniej sukience, w całkowitej ciemności, przez las, w marznącym deszczu. Przecież ta dziewczyna była rozsądna i twardo stąpająca po ziemi, tak mu się przynajmniej wydawało. Jak mogła jej przyjść do głowy taka głupota. Jak ktoś jej po drodze nie zgwałci to wyląduje z zapaleniem płuc. Ona, odpowiedzialny chirurg. W głowie mu się nie mieściło. Wsiadł do białego BMW i pojechał powoli i spokojnie wyglądając przez ociekające zimnym deszczem szyby. Kinga wciąż stała czekając na taksówkę pod jego willą, krople deszczu ukrywały łzy a długi płaszcz zaciskające się w geście złości pięści.
Szła starając się resztką sił nie pozwolić wichurze zepchnąć jej z pobocza. Cieszyła się, że deszcz kryje jej łzy. Nie chciała stamtąd wychodzić. Chciała zostać… Przecież ostatnie 2 tygodnie były dla niej istną męczarnią, ciągłe zamartwianie się i tęsknota… Znowu w jej głowie działo się to samo. Nie wiedziała czego chce, wrócić czy iść. Usiadła więc na poboczu, nie dbając o to, że cała jest mokra i drży. Objęła kolana i spojrzała w zachmurzone niebo. Znów okazała swoją słabość fizyczną i psychiczną. Nie miała siły dalej iść. Widząc światła nadjeżdżającego samochodu wstała i wbiła wzrok w ziemię.
- To nie jest zbyt poważne, Wiktorio – odezwał się profesor opuszczając szybę. – Wsiadaj.
-Wiem – mruknęła zajmując miejsce pasażera – nie miała siły się z nim kłócić, bo dobrze wiedziała, że ma racje.
-Lepiej odwieź mnie do domu – syknęła kiedy zauważyła, że profesor jedzie w stronę swojej wilii
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, Wiktorio – odpowiedział nie spuszczając wzroku z trasy.
- Gdzie jest Kinga ? – zapytała obojętnie
- Pojechała do domu. Jestem jej wdzięczny za pomoc ale niech sobie nie myśli, że w ten sposób kupi moją uwagę – powiedział i zatrzymał samochód na podjeździe. Wyszedł i otworzył rudej drzwi i skłonił się lekko poddając jej rękę gdy wysiadała. Uśmiechnęła się szeroko na ten gest.
*godzina 19:00, dom profesora*
-Hasło! Krzyknęła coraz bardziej poirytowana. Podała profesorowi telefon po czym ponownie mu go wyrwała gdy ten odblokował go 4 cyframi. Przez chwilę wydawało jej się, że wpisał datę jej urodzin ale nie miała na to czasu. Starała się nie myśleć o tym jak bardzo jest przemarznięta. Kinga, zaciekawiona stanęła w głębi holu i wpatrywała się w Consalidę sparaliżowana ale nawet dźwięk wypadającego z jej ręki talerza nie zwrócił uwagi Falkowicza i Wiki na jej obecność. Sprawdziła numer kryjący się w jego telefonie pod nazwiskiem „Wiktoria Consalida” i od razu zauważyła zmienione 3 ostanie cyfry. Szybko wklepała prawidłowy numer i oddała telefon właścicielowi, wyciągając swój. Andrzej stał osłupiały i próbował złożyć fakty w całość.
-To Twój numer ? – zapytała pokazując mu ekran swojego telefonu
- Trzy ostatnie cyfry… - zaczął bo przypomniał sobie co Wiktoria zrobiła chwilę temu ze swoim numerem na jego komórce. – Masz minutę. – zwrócił się spokojnie przez zaciśnięte zęby do blondynki stojącej za nim. W tym momencie Wiktoria zauważyła, że profesor nie był sam kiedy tu weszła. Wcześniej była tak przejęta, że nie zauważyła laborantki. Teraz jednak na jej widok przeszedł ją dreszcz a żołądek zawiązał się w supeł.
-Cudownie…- mruknęła pod nosem – tyle chciałam wiedzieć, spojrzała na Andrzeja. Wychodząc rzuciła przelotne spojrzenie Kindze i trzasnęła drzwiami.
- nie chcę Cię więcej widzieć ! Zejdź mi z oczu ! – Krzyknął, nawet nie patrząc na kobietę, która w popłochu zebrała wszystkie swoje rzeczy i wyszła na deszcz nie zamykając za sobą drzwi. Profesor stał chwilę patrząc się w przestrzeń a wiatr zaciągał mu deszczem po twarzy.
-Cholera jasna ! Wiki! – krzyknął do siebie po czym w pośpiechu ubrał się i chwycił kluczyki.
Było za wcześnie, żeby taksówka mogła przyjechać po młodą lekarkę. Musiała pójść pieszo. Dziesięć długich kilometrów w temperaturze bliskiej zeru, w letniej sukience, w całkowitej ciemności, przez las, w marznącym deszczu. Przecież ta dziewczyna była rozsądna i twardo stąpająca po ziemi, tak mu się przynajmniej wydawało. Jak mogła jej przyjść do głowy taka głupota. Jak ktoś jej po drodze nie zgwałci to wyląduje z zapaleniem płuc. Ona, odpowiedzialny chirurg. W głowie mu się nie mieściło. Wsiadł do białego BMW i pojechał powoli i spokojnie wyglądając przez ociekające zimnym deszczem szyby. Kinga wciąż stała czekając na taksówkę pod jego willą, krople deszczu ukrywały łzy a długi płaszcz zaciskające się w geście złości pięści.
Szła starając się resztką sił nie pozwolić wichurze zepchnąć jej z pobocza. Cieszyła się, że deszcz kryje jej łzy. Nie chciała stamtąd wychodzić. Chciała zostać… Przecież ostatnie 2 tygodnie były dla niej istną męczarnią, ciągłe zamartwianie się i tęsknota… Znowu w jej głowie działo się to samo. Nie wiedziała czego chce, wrócić czy iść. Usiadła więc na poboczu, nie dbając o to, że cała jest mokra i drży. Objęła kolana i spojrzała w zachmurzone niebo. Znów okazała swoją słabość fizyczną i psychiczną. Nie miała siły dalej iść. Widząc światła nadjeżdżającego samochodu wstała i wbiła wzrok w ziemię.
- To nie jest zbyt poważne, Wiktorio – odezwał się profesor opuszczając szybę. – Wsiadaj.
-Wiem – mruknęła zajmując miejsce pasażera – nie miała siły się z nim kłócić, bo dobrze wiedziała, że ma racje.
-Lepiej odwieź mnie do domu – syknęła kiedy zauważyła, że profesor jedzie w stronę swojej wilii
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, Wiktorio – odpowiedział nie spuszczając wzroku z trasy.
- Gdzie jest Kinga ? – zapytała obojętnie
- Pojechała do domu. Jestem jej wdzięczny za pomoc ale niech sobie nie myśli, że w ten sposób kupi moją uwagę – powiedział i zatrzymał samochód na podjeździe. Wyszedł i otworzył rudej drzwi i skłonił się lekko poddając jej rękę gdy wysiadała. Uśmiechnęła się szeroko na ten gest.
Przebrała się w suche, czyste ubrania, które jej podał i usiadła
na kanapie w salonie. Kieliszek pełen wina już czekał na stoliku. Nie mówiąc
nic upiła łyk czując jak napój rozgrzewa ją od środka.
- Jak się czujesz? – zaczęła i spojrzała w jego oczy. Przysunął się bliżej i odgarnął jej mokre włosy za ucho.
- Przy pani, pani doktor, cudownie.. – mruknął, znowu był tak blisko że czuła jego ciepły oddech na szyi.
- Wiesz, że nie o to pytam… - odpowiedziała odsuwając głowę delikatnie do tyłu.
-Nieważne… – szepnął i musnął ustami jej szyję. Nie miała ochoty ani siły się bronić. Zarzuciła mu rękę na kark i pocałowała, tak namiętnie jak jeszcze nigdy. Przyjemny dreszcz podniecenia pieścił delikatnie każdą komórkę jej ciała. Poczuła nieziemskie ciepło i znów tak przyjemnie zakręciło jej się w głowie. Wplotła dłoń w jego włosy nie przerywając słodkiej gry języków. Świat wokół przestał istnieć kiedy oboje dosyć nieporadnie rozpinali sobie nawzajem koszule. Ręce profesora wędrowały powoli w dół, pieszcząc jej piersi, po których spływały krople wody kapiące z jej włosów. Po omacku starała się rozpiąć pasek u jego spodni kiedy jego głowa znalazła się na jej klatce piersiowej. Nie miała szans opanować mocno bijącego serca i łapczywego, szybkiego oddechu. Bawili się ze sobą, powoli pozbywając się części garderoby. Chcieli wydłużyć chwilę zbliżenia tak bardzo jak tylko się dało. Ich głośnie oddechy powoli zmieniły się w jęki kiedy wreszcie dwa ciała pragnące siebie tak bardzo od tak dawna połączyły się w jedno. Czuli, że połączyli się w akcie prawdziwej miłości nie tylko płytkiego pożądania jak to było zazwyczaj. Ich ruchy były intensywne a zarazem delikatne, dawały obojgu niesamowitą radość i satysfakcję. Byli jednością. Splecione dłonie, usta i ciała oblane falą miłości krzyczały aby udowodnić światu, że tak właśnie miało być. Czuła go w sobie i pod wpływem rozkoszy opanowującej jej ciało coraz bardziej zacisnęła ręce na jego szyi. Kończyli krzykiem, opadając na siebie. Ich chaotycznie bijące serca były melodią, która nadawała magii temu momentowi.
-Już mi cieplej… - wydusiła i spojrzała mu w oczy.
- Na pewno ? – zapytał i ich usta po raz kolejny połączyły się w gorącym pocałunku.
- Jak się czujesz? – zaczęła i spojrzała w jego oczy. Przysunął się bliżej i odgarnął jej mokre włosy za ucho.
- Przy pani, pani doktor, cudownie.. – mruknął, znowu był tak blisko że czuła jego ciepły oddech na szyi.
- Wiesz, że nie o to pytam… - odpowiedziała odsuwając głowę delikatnie do tyłu.
-Nieważne… – szepnął i musnął ustami jej szyję. Nie miała ochoty ani siły się bronić. Zarzuciła mu rękę na kark i pocałowała, tak namiętnie jak jeszcze nigdy. Przyjemny dreszcz podniecenia pieścił delikatnie każdą komórkę jej ciała. Poczuła nieziemskie ciepło i znów tak przyjemnie zakręciło jej się w głowie. Wplotła dłoń w jego włosy nie przerywając słodkiej gry języków. Świat wokół przestał istnieć kiedy oboje dosyć nieporadnie rozpinali sobie nawzajem koszule. Ręce profesora wędrowały powoli w dół, pieszcząc jej piersi, po których spływały krople wody kapiące z jej włosów. Po omacku starała się rozpiąć pasek u jego spodni kiedy jego głowa znalazła się na jej klatce piersiowej. Nie miała szans opanować mocno bijącego serca i łapczywego, szybkiego oddechu. Bawili się ze sobą, powoli pozbywając się części garderoby. Chcieli wydłużyć chwilę zbliżenia tak bardzo jak tylko się dało. Ich głośnie oddechy powoli zmieniły się w jęki kiedy wreszcie dwa ciała pragnące siebie tak bardzo od tak dawna połączyły się w jedno. Czuli, że połączyli się w akcie prawdziwej miłości nie tylko płytkiego pożądania jak to było zazwyczaj. Ich ruchy były intensywne a zarazem delikatne, dawały obojgu niesamowitą radość i satysfakcję. Byli jednością. Splecione dłonie, usta i ciała oblane falą miłości krzyczały aby udowodnić światu, że tak właśnie miało być. Czuła go w sobie i pod wpływem rozkoszy opanowującej jej ciało coraz bardziej zacisnęła ręce na jego szyi. Kończyli krzykiem, opadając na siebie. Ich chaotycznie bijące serca były melodią, która nadawała magii temu momentowi.
-Już mi cieplej… - wydusiła i spojrzała mu w oczy.
- Na pewno ? – zapytał i ich usta po raz kolejny połączyły się w gorącym pocałunku.
7 komentarzy:
Piękne.. Czekam na kolejną część.
Wspaniałe, nie mogę się doczekać kolejnej części. Pisz wreszcie!
Pozdro i życzę dużo weny :-)
Kiedy doczekamy się kolejnej części? Bo ja osobiście nie mogę się doczekać. Jeszcze raz: PISZ WRESZCIE !
Jestem cholernie natrętna, wiem, ale nie mogę się doczekać i liczę, że komentarzem zmotywuję cię do pisania :-)
Oj, postaram się dodać coś w tym tygodniu. Dziękuje za miłe słowa i przepraszam :))))
To dobrze, bo Twoje opowiadania są super.
To kiedy next
Prześlij komentarz