-Wiki! No przecież głupio nam było go nie zaprosić –
krzyknęła Agata wciskając się w krótką, białą sukienkę.
-Przepraszam, wiem – mruknęła Consalida. Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Od jej przyjazdu minął tydzień a Andrzej od czasu spotkania w pokoju lekarskim zapadł się pod ziemię. – Myślisz, że przyjdzie?
-Nie mam pojęcia. To jego zniknięcie jest naprawdę dziwne. Nigdy nie zaniedbywał pracy, sama wiesz a teraz Treter jest na niego nieźle wkurzony. Chociaż ma pretekst żeby go wyrzucić.
-Nie zrobi tego, za dużo mu zawdzięcza. Pięknie…- dodała spoglądając na przyjaciółkę. – No, Woźnicka, niezła laska z Ciebie. – Uśmiechnęła się szeroko. – Jutro będzie jeszcze lepiej.
-Ah, mam nadzieję. – odpowiedziała blondynka patrząc na swoje odbicie w lustrze. – Przepraszam cię Wiki ale chyba muszę się dzisiaj wcześniej położyć, chociaż nie wiem czy zasnę…
-Masz rację. – przytaknęła ruda – ja chyba mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia przed wyjazdem więc nie będę cię męczyć.
-Wiki co ty… - zaczęła.
-Nieważne. – ucięła – opowiem ci jutro jak będzie na to czas. – Agata cmoknęła Wiki w policzek i udała się do swojej sypialni. W tym momencie do pokoju wszedł Juan i czule ucałował Wiktorię. Kobieta jednak odsunęła się odruchowo po czym uśmiechnęła się sztucznie. Od momentu ponownego spotkania z profesorem jej uczucie do tego przystojnego Hiszpana jakby wyparowało. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.
-Gdzie Marcel? –spytała przerywając niezręczną ciszę.
-Wykąpany i nakarmiony, zasypia w naszym pokoju – odpowiedział zmieszany.
-Biorę go na spacer. – oznajmiła.
-Ale jest wykąpany i śpi, daj spokój. Agata na niego zerknie, ja pójdę z tobą. – Uśmiechnął się czule i pogładził ją po włosach.
-Nie, Juan – odsunęła się gwałtownie – Idę na spacer z synem. – Nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni wzruszył tylko ramionami i usiadł przed telewizorem szukając hiszpańskojęzycznego programu. Wiki szybko ubrała siebie i dziecko i wyszła bez słowa. Coraz bardziej martwiła się o profesora i musiała sprawdzić co się z nim dzieje. Zamówiła taksówkę i zmierzyła wprost do jego willi.
Stała pod domem profesora i dobijała się do drzwi. Auto stało zaparkowane na podjeździe. Nie sądziła aby wyszedł na spacer. Postanowiła wejść. Nacisnęła na klamkę i zauważyła, że drzwi były otwarte. Nieśmiało weszła do środka wtulając w ramię śpiące dziecko.
-Andrzej… - mruknęła cicho i weszła w głąb obszernego domu.
-Przepraszam, wiem – mruknęła Consalida. Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Od jej przyjazdu minął tydzień a Andrzej od czasu spotkania w pokoju lekarskim zapadł się pod ziemię. – Myślisz, że przyjdzie?
-Nie mam pojęcia. To jego zniknięcie jest naprawdę dziwne. Nigdy nie zaniedbywał pracy, sama wiesz a teraz Treter jest na niego nieźle wkurzony. Chociaż ma pretekst żeby go wyrzucić.
-Nie zrobi tego, za dużo mu zawdzięcza. Pięknie…- dodała spoglądając na przyjaciółkę. – No, Woźnicka, niezła laska z Ciebie. – Uśmiechnęła się szeroko. – Jutro będzie jeszcze lepiej.
-Ah, mam nadzieję. – odpowiedziała blondynka patrząc na swoje odbicie w lustrze. – Przepraszam cię Wiki ale chyba muszę się dzisiaj wcześniej położyć, chociaż nie wiem czy zasnę…
-Masz rację. – przytaknęła ruda – ja chyba mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia przed wyjazdem więc nie będę cię męczyć.
-Wiki co ty… - zaczęła.
-Nieważne. – ucięła – opowiem ci jutro jak będzie na to czas. – Agata cmoknęła Wiki w policzek i udała się do swojej sypialni. W tym momencie do pokoju wszedł Juan i czule ucałował Wiktorię. Kobieta jednak odsunęła się odruchowo po czym uśmiechnęła się sztucznie. Od momentu ponownego spotkania z profesorem jej uczucie do tego przystojnego Hiszpana jakby wyparowało. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.
-Gdzie Marcel? –spytała przerywając niezręczną ciszę.
-Wykąpany i nakarmiony, zasypia w naszym pokoju – odpowiedział zmieszany.
-Biorę go na spacer. – oznajmiła.
-Ale jest wykąpany i śpi, daj spokój. Agata na niego zerknie, ja pójdę z tobą. – Uśmiechnął się czule i pogładził ją po włosach.
-Nie, Juan – odsunęła się gwałtownie – Idę na spacer z synem. – Nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni wzruszył tylko ramionami i usiadł przed telewizorem szukając hiszpańskojęzycznego programu. Wiki szybko ubrała siebie i dziecko i wyszła bez słowa. Coraz bardziej martwiła się o profesora i musiała sprawdzić co się z nim dzieje. Zamówiła taksówkę i zmierzyła wprost do jego willi.
Stała pod domem profesora i dobijała się do drzwi. Auto stało zaparkowane na podjeździe. Nie sądziła aby wyszedł na spacer. Postanowiła wejść. Nacisnęła na klamkę i zauważyła, że drzwi były otwarte. Nieśmiało weszła do środka wtulając w ramię śpiące dziecko.
-Andrzej… - mruknęła cicho i weszła w głąb obszernego domu.